Kinguś65 |
Wysłany: Pon 18:59, 20 Lut 2006 Temat postu: Wywiady z najbliższymi osobami Arka...[*] |
|
a więc wywiadzik z Krzysztofem Ignaczakiem...po śmierci Arka
" Jak pierwszy raz wrócił z Włoch, to poszliśmy do nowo otwarej włoskiej knajpki w Częstochowie - aż się uśmiechałem jak patrzyłem na tę drobną postać zajadającą się lekko przypieczonym, krwistym stekiem. Był taki zadowolony jak wcinał to danie, że aż było miłom patrzeć. Był smakoszem mięs i polubił kuchnię słonecznej Italii.
Arek był zodiakalnym Bykiem - co mam na myśli, a to, że jego pedantyczność była czasami aż zadziwiająca, do przesady. Porządek w portfelu, wszystko poukładane, w szafie ład, a w torbie wszystko ułożone w kosteczkę. Denerwował się jak widział u kogoś bałagan. Nie lubił bałaganiarstwa. Jedynie na obozach odbiegaliśmy od tego porządku - wiadomo, zmęczenie - ale u Arka w kącie zawsze i tak było najschludniej. Zawsze wiedział gdzie co ma, niczego nie musiał nigdy szukać.
Jak na świat przyszedł Sebastian, to Arek i Aga stali się prawie naszymi stałymi domownikami - częste obrazki... my kąpiemy czy karmimy Sebastianka, a oni oglądają telewizję, pomagają nam w codziennych pracach, czy szalejący Arek przy komputerze. Drzwi były zawsze otwarte i u nas i u nich. Ja traktowałem Arka jak młodszego brata, którego nigdy nie miałem. Nie wiem czy on też mnie traktował jak starszego brata, ale myślę, że tak - tę więź międy nami się czuło.
Arek był bardzo ambitny, chciał się rozwijać i wyjechać do Włoch. Znał swoje słabe strony. Przed wyjazdem do Italii otrzymał kilka lepiej płatnych ofert z Polski, wybrał tę mniej opłacalną finansowo z Włoch. Zawsze pociągały go tamte strony. Wyjeżdżając z Polski mówił, że jedzie do Serie A, aby nauczyć się blokować, gdyż wielu zarzucało mu słabość w tym elemencie. Wracając po pierwszym sezonie cieszył się, chwalił ile to on tam się nauczył. Został wybrany do meczu gwiazd - to ogromne wyróżnienie dla obcokrajowca. Szybko znalazł uznanie - nie tylko liczył się jego talent, ale pracowitość i ujmujący styl bycia. Był przykładem, że Polak też potrafi. Podkreślał w rozmowach, że każdy kto może powinen wyjechać do silnej ligi - poznać inne środowisko, inne treningi i inne realia, bo to każdemu może wyjść tylko na dobre. Jak podpisał kontrakt z Maceratą, to duma i radość go rozpierała, był taki szczęśliwy, że zagra w tak silnym klubie z takimi gwiazdami - mówił... Krzysiu znowu się będę mógł uczyć, jeszcze jestem młody i wiele nauki przede mną...
Nawet jak wyjechał z Polski, to nie było dnia, żebyśmy nie rozmawiali ze sobą - skype i gadu gadu było w częstym użytku. Byliśmy w stałym kontakcie. Kibicował nam - -miał we Wloszech telewizję cyfrową i mógł śledzić ligowe poczynania. Dobrze wiedział, co się w Polsce dzieje - ja niestety nie miałem możliwości oglądania jego spotkań.
Spędziliśmy kilka cudownych dni w Wiśle, cała nasza piątka, w Hotelu Gołębiewski - dziś uważam, że był to dla mnie ostatni prezent od Boga, który dał mi możliwość, abym miał co wspominać. Ten spędzony wspólnie czas w Wiśle traktuję jako dar. Wiem, że spotkamy się w tym lepszym świecie - -kiedyś tam, kiedy przyjdzie ten czas... z pewnością się odnajdziemy i znowu będzie jak dawniej. Ponownie będziemy przyjaciółmi. Arek bardzo lubił dzieci - one lgnęły do niego. Uwielbiał bawić się z naszym Sebastianem, z Paulinką Krzysia Gierczyńskiego i Oliwką Grzesia Szymańskiego. Szkoda, że nie dane mu było zostać ojcem. Sebastian zapamiętał Arka jako wujka rekina - gdyż na basenie ganiał go jako rekin. Zabawę miał przednią, właśnie w Wiśle. Trudno dziecku wytłumaczyć, że wujka Arka niema juz z nami, że odszedł do Bozi i czuwa nad nami tam z nieba, opiekuje się nami. Jednak trzeba rozmawiać o tym z dziećmi i mówić prawdę.
Wiedzieliśmy o sobie wszystko. potrafił słuchać, ale miał swoje zdanie. Przyjął do wiadomości to, co ktoś miał mu do powiedzenia, ale robił i tak po swojemu. To też typowe dla Byka. Miał swoją droge, którą kroczył i nidgy z niej nie zboczył. Ludzie to widzieli i cenili. Kochali go, to było widać jakie tłumy żegnały Arka w jego ostatniej drodze. Cały czas palą się świeczki na jego grobie - ludzie pamiętają i mam nadieję, że nigdy nie zapomną. Wypłynął z małego miasteczka - -olimpijczyk z Ostrołęki, całe miasto było i jest z niego dumne.
Z Agnieszką mama cały czas kontakt - mieszka w Częstochowie, tak jak my. Odwiedzamy się kiedy tylko jest to możliwe. Zapytałem Agi, czy mogę grać z numerem "16". Ja mam go w sercu, ale chę aby inni patrąc na ten numer też pamiętali i kojarzyli "16" zawsze z Arkiem. Gram z żałobą i myślę, że długo będę grał z tą czarną wstążeczką - nie wiem, może nawet do końca swojej kariery.
Czy Arek miał wady? Może miał jakieś wady, ale jego zalety je przyćmiewały. Chciałbym, aby młodzi ludzie brali z niego przykład - warto go naśladować.
Czy mi się śni? - Tak, dość często. Jest wtedy tak, jakbyśmy się po prostu dalej spotykali i kontynuowali naszą przerwana rozmowę. Śni mi się coś, co było - mecze, rozmowy, wspólne przeżycia. To są przyjemne sny, jest mi wtedy dobrze... chciałbym, aby takich snów bylo jak najwięcej"
W klubie, w kinie, w dyskotece - spędziliśmy razem siedem lat. Był ze mną nawet w chwili, gdy moja żona robiła test ciążowy. Arkadiusza Gołasia, zmarłego tragicznie siatkarza reprezentacji Polski, wspomina na łamach Gazety Wyborczej przyjaciel Krzysztof Ignaczak.
Przez te wszystkie lata pokłóciliśmy się dwa razy. W obu przypadkach cisza trwała 20 minut. Później jak na komendę podnosiliśmy się z łóżek, ubieraliśmy i wychodziliśmy na kolację. Obaj wiedzieliśmy, o co chodzi. Słowa były niepotrzebne.
Poznaliśmy się w Rzeszowie. Pojechałem tam jako reprezentant Polski juniorów, on - uczeń Szkoły Mistrzostwa Sportowego. Nawet nie przypuszczałem, że nasze drogi ponownie zejdą się w AZS Częstochowa. Wchodził do naszego zespołu z charakterystyczną dla niego nieśmiałością. Miał się od kogo uczyć, bo byli u nas tacy gracze jak Siergiej Orlenko czy Dawid Murek. W klubie była jednak taka atmosfera, że od razu przyjęliśmy go jak swojego. No i się zaczęło. Na zgrupowaniach w pokoju, na zabawach w dyskotece, na piwie, praktycznie non stop razem. Niepostrzeżenie Arek stał się członkiem mojej rodziny. Nawet kiedy zacząłem grać w Bełchatowie, mieszkałem ciągle w Częstochowie. I tam gościliśmy się niemal codziennie - on u mnie na obiedzie, ja u niego. Poznałem też jego rodziców i dziś mogę powiedzieć, że mogą być dumni, że wychowali takiego syna. Człowieka, któremu nigdy nie przewróciło się w głowie. Potrafił pochylić się nad innymi..."
;( maaatko...ja poprostu zaluje, ze nigdy go nie widzialam... |
|